niedziela, 23 grudnia 2012

Chapter 23.


24 sierpnia 2012r.
Wyszłam z domu. Pierwszy raz od mojego przyjazdu. W sumie to dobrze, bo nie chciało mi się ciągle oglądać filmów, albo pisać na twitter’rze czy facebook’u.

3 września 2012r.
Zaczęłam chodzić do szkoły. Nie ćwiczę na WF’ie. Próbuję się dobrze uczyć, co jest trudne przy 5 świrach i zakręconych opiekunach. No może mama czasem dopilnuje moich zadań domowych. Zaczęłam przystosowywać się do języka angielskiego w szkole. Kocham mojego tatę za to, że jak byłam mała, to wysłał mnie na kursy. Na początku płakałam i nie chciałam się uczyć, ale teraz wiem jak mi się to przydaje. Mam w klasie taką jedną koleżankę, nazywa się Mia. Jest Azjatką. Ma ciemne włosy, i skośne, ale za to duże oczy. Codziennie ma na ustach czerwoną szminkę w odcieniu karminu. I na dodatek ubiera się jak przystało na jej pochodzenie. Myślę, że to dobrze nie zmieniać się dla akceptacji innych. Sądzę, że zostanie moją przyjaciółką.

3 grudzień 2012 r.
Od rana szykowałam się do wyjścia. Miałam iść z Harry’m na zakupy. Mama w pracy, Paul zajęty sprawami zespołu. Ktoś przecież musiał… Mimo, że miałam jeszcze 21 dni do Bożego Narodzenia, postanowiłam wyszukać odpowiednich prezentów. Ubrałam się (LOOK), umalowałam, uczesałam i byłam gotowa. Wypiłam zieloną herbatę z mięta i maliną, a po chwili zabrzmiał dzwonek do drzwi. Otworzyłam ściągając jednocześnie płaszcz z wieszaka. Chłopak powitał mnie słodkim buziakiem. Po chwili siedzieliśmy w jego samochodzie. Postanowiliśmy jechać RangeRover’em, bo w kabriolecie te zakupy by się nie pomieściły. Pojechaliśmy najpierw do centrum handlowego. 1. sklep-nic. 2. sklep-nic. W kolejnych nadal nie mogłam znaleźć  nic odpowiedniego dla mamy, taty i Paul’a. No nic… „Kupie kiedy indziej” pomyślałam. Ruszyliśmy do marketu. TESCO, jak się domyślacie.  Po zakupach wróciłam z Harry’m do domu. Położyliśmy siatki na stół.
-Możecie tu przyjść na chwilę? – zawołał Paul z salonu.
Chwilę powygłupialiśmy i poprzytulaliśmy się w kuchni, a później weszliśmy do pokoju, w którym siedział. Przeglądał jakieś kartki. Niektóre z nich walały się po sofie, a reszta po stole i podłodze. Stanęliśmy przed nim. Podał nam kilka papierów. Kartkowałam je i dokładnie przeglądałam. Różne fotomontaże, hejty, wyzwiska…
-Czemu ja tego wcześniej nie widziałam? – spytałam Paul’a.
Próbowałam się opanować, nie płakać. Harry za to wrzał już z wściekłości.
-Wiedziałem, że jest coś takiego, ale tyle?! – wybuchł.
Zaczął kłócić się z Paul’em. Podeszłam do wielkiego okna i patrzyłam na ośnieżone ulice Londynu. Po kilku minutach Harry skapitulował. Oboje byliśmy bezradni… Nie mogliśmy wpłynąć na ich fanów. Przecież mnie nie każdy musi lubić, ale Harry jest gwiazdą. Przez to, że się ze mną związał traci fanów. A dlaczego? Bo mnie nie akceptują. Zastanawiałam się tylko, dlaczego np. na ulicy mnie nie zaczepiali, i do tej pory nie wylądowałam na OIOM’ie albo w psychiatryku.
-Nie martw się, będzie dobrze – szepnął mi do ucha Hazza, jednocześnie wtulając się w moje plecy.
Nie odzywałam się… Nie potrafiłam. Nie wiedziałam, co powiedzieć. Było mi przykro z powodu tej sytuacji. Pokręciłam przecząco głową.
-Nie będzie… Posłuchaj, twoi fani mnie nienawidzą. To już mnie przerasta. Nie chcę, żeby przeze mnie 1D stało się w jednej chwili zerem. Żałuję, ale musimy się rozstać, przepraszam – wyszłam do pokoju.
Nie zdążyłam zamknąć drzwi, a wparował tam Harry.
-Natalie, nie kończ tego – prosił – Nie dajmy im się. Pokażmy, że nie obchodzi nas ich zdanie!
-Nie mam na to siły – wtuliłam się w niego.
-Kim jesteś? – spojrzał na mnie – Co się stało z tą niezależną Natalie? Gdzie podziała się ta pyskata i słodka dziewczyna, w której się zakochałem? Ta zawsze silna i pełna energii istotka?
-Odeszła razem z twoimi fanami – odpowiedziałam.
Chyba go zatkało. Nie mówił nic przez kilka minut, aż w końcu…
-To jest twoja ostateczna decyzja?
Pokiwałam głową. Co innego miałam zrobić?
-A więc dobrze.
Wyszedł. Zostawił mnie samą, tak jak chciałam. Jednak coś we mnie pękło. Wylałam z siebie potok łez. Nic innego mi nie zostało.

~*~

Przepraszam, że krótki. Przepraszam, że ominęłam kilka miesięcy, które się tu już nie pojawią. Przepraszam, że taki nudny, przepraszam, że znów zerwali. Tak czytałam komentarze i postanowiłam, że muszę dziś coś wstawić mimo, że czuję się koszmarnie. Choroba rozłożyła mnie na łopatki w same święta... Jestem totalnie zmęczona, ale macie niespodziankę.
Buziakiii!
Natt.

sobota, 8 grudnia 2012

Chapter 22.


14 sierpnia 2012 r.
Coś poczułam. Zaczęłam myśleć. Próbowałam podnieść ociężałe powieki z wielkim trudem. Jednak na marne. Znów coś poczułam. Zaczęłam nawet słyszeć. Czułam się tak, jakby opuściło mnie stare ciało i nowe zaczynało dopiero działać. Próbowałam się jakoś ruszyć. Odzyskiwałam czucie w kończynach. Jak byłam w szkole, to mówili, że tylko ćwiczenia pomagają na odrętwienie. No i magnez. Zaczęłam ćwiczyć. Nie wiem ile mi to zajęło, ale po krzykach jakie zdołały wychwycić moje uszy udało mi się.
-Ona… - ktoś krzyknął – Uścisnęła! Uścisnęła moją rękę!!!
Szmer zagłuszany był regularnym pikaniem. Chwilę potem poczułam chłód na klatce piersiowej i jeszcze większe zimno w jednym miejscu. Znów poruszyłam palcami. Sądzę, że udawało mi się nawet zmarszczyć nos, tak jak to robiłam zawsze, gdy niezadowolenie brało górę. Znów podjęłam się próby otworzenia oczu. Udało mi się to tylko na chwilę, bo oślepiło mnie białe światło. Zdołałam odwrócić głowę. To pikanie doprowadzało mnie już do szału. „Wyłączcie to!!!” krzyczały moje uszy. Już miałam normalnie dość. Otworzyłam oczy i trochę je przymrużyłam, żeby to cholerne światło nie paliło tak bardzo. Przed oczami miałam postać jakiegoś faceta. Ubrany był na biało, siwy wąs górował pod jego dość masywnym nosem. Cicho jęknęłam, jak dźgnął mnie w brzuch.
-Wyłączcie tą lampę! – warknęłam półgłosem.
Moje siły były na skraju wyczerpania. Na szczęście światło lekko przygasło. Ja jednak nadal widziałam białe plamy.
-Powiedz, jak się nazywasz – odezwał się biały człowiek.
-Natalie – odpowiedziałam niechętnie.
Mama siedząca obok mnie mocniej ścisnęła moją dłoń. „Jezu, muszę iść do kosmetyczki” obiecałam sobie przerażając się wyglądem moich paznokci. Rozejrzałam się po pomieszczeniu. Futryny drzwi ozdobione były licznymi balonami, na stoliku obok mnie mnóstwo kolorowych kartek, a na łóżku obok leżało pełno maskotek. Przeniosłam wzrok na kilka ludzi czatujących przy moim łóżku. Pierwsza była mama, drugi był Niall. Nerwowo skubał rękaw granatowego swetra. Kolejny był… Tata! Uśmiechnęłam się tyle, na ile pozwoliła mi moja twarz. Cieszyłam się widząc go tu. Obróciłam głowę na prawą stronę. Siedział tam uśmiechnięty Harry. Kurczowo trzymał mnie za rękę i wycierał łzy spływające po jego policzku. Wszyscy popatrzyli na nas i po chwili opuścili salę.
-Pisałem ci, żebyś została – przysunął się bliżej mnie.
-Chciałam być jak najszybciej z tobą – odpowiedziałam.
To była prawda. Kochałam go i brakowało mi go w każdej minucie, sekundzie. Nagle jednak przypomniałam sobie o blondynku. Spędziłam z nim cudownych kilka dni. Byłam rozdarta, bo nie wiedziałam czego chcę. A właściwie kogo… Było tyle argumentów, żebym wybrała loczka, ale tyle samo powodów było za Niall’em.
-Więc to przeze mnie tu wylądowałaś… Nie wybaczę sobie tego – oparł sobie czoło na naszych splecionych palcach.
-Nie mów tak – mocniej ścisnęłam jego dłoń – To nie twoja wina.
Serca mi się krajało na ten widok. Sama wariowałabym, gdyby jemu się coś stało.
-Kocham cię – szepnął i złożył delikatny pocałunek na moich ustach.
Uśmiechnęłam się lekko i zamknęłam oczy.

20 sierpnia 2012r.
Kolejny dzień spędzany w szpitalu. Cieszyłam się, że już ostatni. Z gipsem na nodze i bandażami na brzuchu będę mogła wrócić do domu. Już widzę, jak mama skacze obok mnie i spełnia moje zachcianki. Niedługo wrzesień. A za tym idzie rozpoczęcie roku… I szkoła. Rodzice postanowili, że nie tylko wakacje spędzę w Londynie. Do szkoły także będę tam uczęszczać. Niezadowolone dziewczyny, które przyleciały w odwiedziny dawały znać o swoim zdaniu na każdym kroku. Dziś byłam tylko z nimi. Lecz tylko przez chwilę. Paul i chłopcy w pracy, mama w restauracji szaleje przygotowując jakieś przyjęcie. Prywatna klinika wyposażona była w telewizor. Ale nie stary, lecz 35calowy. Znajdowało się tam także DVD. Włączyłyśmy film. Trwał od jakiś kilkunastu minut, po czym Paula i Wiki zdecydowały, że muszą lecieć. Trochę zdezorientowana zostałam sama. Promienie słońca wdzierały się przez kwieciste zasłony. Zaczęłam wyobrażać sobie moją nową szkołę. Nie wiedziałam jeszcze, jak będzie wyglądać. Nie chciałam tam być ‘popularsem’. Każdy znałby mnie i wytykał choćby najmniejszy błąd.
-Hayley! – zawołałam naciskając jednocześnie zielony guzik.
Czarnooka dziewczyna wparowała do pokoju. Biała, służbowa sukienka ładnie leżała na jej szczupłym ciele. Hayley była stażystką. Najmilsza dziewczyna jaką kiedykolwiek spotkałam. Gdy wykonywała zastrzyki lub zmieniała opatrunki była bardzo sumienna. Nie pozwalała mi się śmiać ani rozmawiać. Przychodząc, żeby pogadać zawsze była wyluzowana. Ciągle się śmiała, wygłupiała tym samym doprowadzając mnie do łez.
-Chodźmy na spacer – poprosiłam.
Szatynka przyciągnęła wózek stojący przy szafce. Pomogła usiąść mi na nim, by wywieźć mnie do szpitalnego zielonego zakątka. Tak nazywałyśmy zagajnik, w którym było mnóstwo kwiatów, krzaków, ptaków i ławek. Nakryła moje nogi kocem mimo upału panującego na zewnątrz i wywiozła z pokoju. Następną godzinę spędziłyśmy w parku. Później wpadła mama z kawą. Rozpieszczała mnie. To dobrze, bo mimo znanej kliniki jedzenie było straszne.

~*~

Łoooo Jezu! Ale nuda. Nie miałam pomysłu. Akcja rozkręca się ogólnie 3 grudnia i dopiero ten dzień mam dobrze opisany. Trzeba coś wcisnąć pomiędzy to :D Dziś byłam na konkursie polonistycznym. Jezu, jak ja sie stresowałam! Pierwszy raz w życiu pisałam rozprawkę i do tego nie wiedziałam jak! ;ooo Brawa dla mnie ;> PYTANIE!!! Dlaczego nikt nie komentuje http://69-dni-z-1d.blogspot.com/ ? Aż taki zły? ;ooooo
Buziakiii!
Natt.