17 lipca 2012 r.
Wracam do Londynu. Niall wyjechał przedwczoraj, dla
niepoznaki. Mam nadzieję, że się nie zorientują. Pożegnałam się ze znajomymi z
Polski, spokojnie ruszyłam na lotnisko i przeszłam odprawę. Siedziałam w
samolocie, kiedy dostałam SMS’a. Od Harry’ego.
„Dziś mają być burze.
Proszę nie leć!!!”
Rzeczywiście było pochmurno i lekko kropiło, ale nie
sądziłam, że to może być coś poważnego. Wyłączyłam telefon tak, jak nakazała
stewardessa i zapięłam pas. Wyciągnęłam z torby swoją MP4. Trochę musiałam się
nagrzebać, bo w torebce zazwyczaj mam pełno zbędnych rzeczy. Włączyłam jakąś
spokojną melodię. Wygodnie oparłam się o fotel i zamknęłam oczy. Minęło parę
chwil. Zdążyliśmy wzlecieć w powietrze. Wyciągnęłam z torby kolejny łup.
Wysunęłam stoliczek i położyłam na nim netbook’a. Weszłam na kilka stron
pogodowych. Rzeczywiście miały być burze. Ale w końcu nie musiało stać się nic
poważnego. Przecież nie raz latano, kiedy padał deszcz. Następna strona do
odwiedzenia… Twitter. Poprzeglądałam tweety niektórych osób, spojrzałam na parę
zdjęć. Było ich jednak więcej. Głównie przedstawiały ulewę za oknami. W pewnej
chwili urządzenie spadło ze stolika. Po mojej prawej stronie rozległ się huk,
który spowodował turbulencje. Teraz to się już przeraziłam na maxa. Napisałam
parę słów na portalu.
„Za oknami samolotu
szaleje cholerna burza. Boże…”
Od razu moje
‘mentions’ odżyły. Życzyli mi, żebym wylądowała cała. Niektórzy nawet się
cieszyli… Chwilę potem wysłano mi parę zdjęć, filmików z tego, co dzieje się w
Londynie. Niektórzy nawet obserwowali samolot, w którym byłam. Wysłali mi kilka
screen’ów. Włączyłam skype’a. Od razu podłączyłam słuchawki i połączyłam się z
mamą, która była dostępna. Odebrała cała roztrzęsiona. Nie była w domu tylko… W
samochodzie. Cały czas płakała. Razem z nią jechał Paul i Harry. Od Paula
krzyczącego zza kierownicy dowiedziałam się, że reszta jedzie innym autem.
Wszyscy kierowali się na lotnisko. Harry ryczał tak samo jak moja mama. Nie
dało się ich zrozumieć. Wychwyciłam ledwo parę wyrazów.
-Móiłm si! Pisaem! Azeko oesialaś?!
Sama zaczęłam płakać. Jakieś kobiety biegały po pokładzie za
stewardessami krzyczącymi o zapięciu pasów. Trzeba było wyłączyć całą
elektronikę.
-Musze kończyć – powiedziałam.
-Proszę, nie! – krzyknął Harry.
Nacisnęłam czerwoną słuchawkę i wyłączyłam netbook’a.
Trzęsło samolotem niesamowicie. Wszyscy wpadli w panikę. Krzyczeli, płakali,
trzęśli fotelami, oddychali przez papierową torbę by się uspokoić. Światło
zaczęło migać, a po chwili w ogóle zgasło. Z sufitu zleciały maski tlenowe.
Byłam kompletnie oszołomiona. Świetnie! 16-latka w samolocie podczas
katastrofy. „Gorzej być nie może…” pocieszałam się. No jednak mogło. Jeden z
pilotów zemdlał! „Jezu!” pomyślałam. To przecież koniec. Miałam nadzieję, że
jesteśmy już blisko Londynu, bo lecimy dość długo. Przed oczami miałam ciemno,
gdyż nagle w coś uderzyłam. Poczułam wielki ciężar na nogach, a potem… Potem
nie było już nic.
~*~
BUM! Jak się podoba? haha :D Następny rozdział w niedzielę... Tak mi się zadaje. Na razie duża nauki, baba z niemca ciągle wkurza. Co myślicie, żebym napisała imagin +18? :D Czekam na opinie xd
Buziakiii!
Natt.