niedziela, 23 grudnia 2012

Chapter 23.


24 sierpnia 2012r.
Wyszłam z domu. Pierwszy raz od mojego przyjazdu. W sumie to dobrze, bo nie chciało mi się ciągle oglądać filmów, albo pisać na twitter’rze czy facebook’u.

3 września 2012r.
Zaczęłam chodzić do szkoły. Nie ćwiczę na WF’ie. Próbuję się dobrze uczyć, co jest trudne przy 5 świrach i zakręconych opiekunach. No może mama czasem dopilnuje moich zadań domowych. Zaczęłam przystosowywać się do języka angielskiego w szkole. Kocham mojego tatę za to, że jak byłam mała, to wysłał mnie na kursy. Na początku płakałam i nie chciałam się uczyć, ale teraz wiem jak mi się to przydaje. Mam w klasie taką jedną koleżankę, nazywa się Mia. Jest Azjatką. Ma ciemne włosy, i skośne, ale za to duże oczy. Codziennie ma na ustach czerwoną szminkę w odcieniu karminu. I na dodatek ubiera się jak przystało na jej pochodzenie. Myślę, że to dobrze nie zmieniać się dla akceptacji innych. Sądzę, że zostanie moją przyjaciółką.

3 grudzień 2012 r.
Od rana szykowałam się do wyjścia. Miałam iść z Harry’m na zakupy. Mama w pracy, Paul zajęty sprawami zespołu. Ktoś przecież musiał… Mimo, że miałam jeszcze 21 dni do Bożego Narodzenia, postanowiłam wyszukać odpowiednich prezentów. Ubrałam się (LOOK), umalowałam, uczesałam i byłam gotowa. Wypiłam zieloną herbatę z mięta i maliną, a po chwili zabrzmiał dzwonek do drzwi. Otworzyłam ściągając jednocześnie płaszcz z wieszaka. Chłopak powitał mnie słodkim buziakiem. Po chwili siedzieliśmy w jego samochodzie. Postanowiliśmy jechać RangeRover’em, bo w kabriolecie te zakupy by się nie pomieściły. Pojechaliśmy najpierw do centrum handlowego. 1. sklep-nic. 2. sklep-nic. W kolejnych nadal nie mogłam znaleźć  nic odpowiedniego dla mamy, taty i Paul’a. No nic… „Kupie kiedy indziej” pomyślałam. Ruszyliśmy do marketu. TESCO, jak się domyślacie.  Po zakupach wróciłam z Harry’m do domu. Położyliśmy siatki na stół.
-Możecie tu przyjść na chwilę? – zawołał Paul z salonu.
Chwilę powygłupialiśmy i poprzytulaliśmy się w kuchni, a później weszliśmy do pokoju, w którym siedział. Przeglądał jakieś kartki. Niektóre z nich walały się po sofie, a reszta po stole i podłodze. Stanęliśmy przed nim. Podał nam kilka papierów. Kartkowałam je i dokładnie przeglądałam. Różne fotomontaże, hejty, wyzwiska…
-Czemu ja tego wcześniej nie widziałam? – spytałam Paul’a.
Próbowałam się opanować, nie płakać. Harry za to wrzał już z wściekłości.
-Wiedziałem, że jest coś takiego, ale tyle?! – wybuchł.
Zaczął kłócić się z Paul’em. Podeszłam do wielkiego okna i patrzyłam na ośnieżone ulice Londynu. Po kilku minutach Harry skapitulował. Oboje byliśmy bezradni… Nie mogliśmy wpłynąć na ich fanów. Przecież mnie nie każdy musi lubić, ale Harry jest gwiazdą. Przez to, że się ze mną związał traci fanów. A dlaczego? Bo mnie nie akceptują. Zastanawiałam się tylko, dlaczego np. na ulicy mnie nie zaczepiali, i do tej pory nie wylądowałam na OIOM’ie albo w psychiatryku.
-Nie martw się, będzie dobrze – szepnął mi do ucha Hazza, jednocześnie wtulając się w moje plecy.
Nie odzywałam się… Nie potrafiłam. Nie wiedziałam, co powiedzieć. Było mi przykro z powodu tej sytuacji. Pokręciłam przecząco głową.
-Nie będzie… Posłuchaj, twoi fani mnie nienawidzą. To już mnie przerasta. Nie chcę, żeby przeze mnie 1D stało się w jednej chwili zerem. Żałuję, ale musimy się rozstać, przepraszam – wyszłam do pokoju.
Nie zdążyłam zamknąć drzwi, a wparował tam Harry.
-Natalie, nie kończ tego – prosił – Nie dajmy im się. Pokażmy, że nie obchodzi nas ich zdanie!
-Nie mam na to siły – wtuliłam się w niego.
-Kim jesteś? – spojrzał na mnie – Co się stało z tą niezależną Natalie? Gdzie podziała się ta pyskata i słodka dziewczyna, w której się zakochałem? Ta zawsze silna i pełna energii istotka?
-Odeszła razem z twoimi fanami – odpowiedziałam.
Chyba go zatkało. Nie mówił nic przez kilka minut, aż w końcu…
-To jest twoja ostateczna decyzja?
Pokiwałam głową. Co innego miałam zrobić?
-A więc dobrze.
Wyszedł. Zostawił mnie samą, tak jak chciałam. Jednak coś we mnie pękło. Wylałam z siebie potok łez. Nic innego mi nie zostało.

~*~

Przepraszam, że krótki. Przepraszam, że ominęłam kilka miesięcy, które się tu już nie pojawią. Przepraszam, że taki nudny, przepraszam, że znów zerwali. Tak czytałam komentarze i postanowiłam, że muszę dziś coś wstawić mimo, że czuję się koszmarnie. Choroba rozłożyła mnie na łopatki w same święta... Jestem totalnie zmęczona, ale macie niespodziankę.
Buziakiii!
Natt.

sobota, 8 grudnia 2012

Chapter 22.


14 sierpnia 2012 r.
Coś poczułam. Zaczęłam myśleć. Próbowałam podnieść ociężałe powieki z wielkim trudem. Jednak na marne. Znów coś poczułam. Zaczęłam nawet słyszeć. Czułam się tak, jakby opuściło mnie stare ciało i nowe zaczynało dopiero działać. Próbowałam się jakoś ruszyć. Odzyskiwałam czucie w kończynach. Jak byłam w szkole, to mówili, że tylko ćwiczenia pomagają na odrętwienie. No i magnez. Zaczęłam ćwiczyć. Nie wiem ile mi to zajęło, ale po krzykach jakie zdołały wychwycić moje uszy udało mi się.
-Ona… - ktoś krzyknął – Uścisnęła! Uścisnęła moją rękę!!!
Szmer zagłuszany był regularnym pikaniem. Chwilę potem poczułam chłód na klatce piersiowej i jeszcze większe zimno w jednym miejscu. Znów poruszyłam palcami. Sądzę, że udawało mi się nawet zmarszczyć nos, tak jak to robiłam zawsze, gdy niezadowolenie brało górę. Znów podjęłam się próby otworzenia oczu. Udało mi się to tylko na chwilę, bo oślepiło mnie białe światło. Zdołałam odwrócić głowę. To pikanie doprowadzało mnie już do szału. „Wyłączcie to!!!” krzyczały moje uszy. Już miałam normalnie dość. Otworzyłam oczy i trochę je przymrużyłam, żeby to cholerne światło nie paliło tak bardzo. Przed oczami miałam postać jakiegoś faceta. Ubrany był na biało, siwy wąs górował pod jego dość masywnym nosem. Cicho jęknęłam, jak dźgnął mnie w brzuch.
-Wyłączcie tą lampę! – warknęłam półgłosem.
Moje siły były na skraju wyczerpania. Na szczęście światło lekko przygasło. Ja jednak nadal widziałam białe plamy.
-Powiedz, jak się nazywasz – odezwał się biały człowiek.
-Natalie – odpowiedziałam niechętnie.
Mama siedząca obok mnie mocniej ścisnęła moją dłoń. „Jezu, muszę iść do kosmetyczki” obiecałam sobie przerażając się wyglądem moich paznokci. Rozejrzałam się po pomieszczeniu. Futryny drzwi ozdobione były licznymi balonami, na stoliku obok mnie mnóstwo kolorowych kartek, a na łóżku obok leżało pełno maskotek. Przeniosłam wzrok na kilka ludzi czatujących przy moim łóżku. Pierwsza była mama, drugi był Niall. Nerwowo skubał rękaw granatowego swetra. Kolejny był… Tata! Uśmiechnęłam się tyle, na ile pozwoliła mi moja twarz. Cieszyłam się widząc go tu. Obróciłam głowę na prawą stronę. Siedział tam uśmiechnięty Harry. Kurczowo trzymał mnie za rękę i wycierał łzy spływające po jego policzku. Wszyscy popatrzyli na nas i po chwili opuścili salę.
-Pisałem ci, żebyś została – przysunął się bliżej mnie.
-Chciałam być jak najszybciej z tobą – odpowiedziałam.
To była prawda. Kochałam go i brakowało mi go w każdej minucie, sekundzie. Nagle jednak przypomniałam sobie o blondynku. Spędziłam z nim cudownych kilka dni. Byłam rozdarta, bo nie wiedziałam czego chcę. A właściwie kogo… Było tyle argumentów, żebym wybrała loczka, ale tyle samo powodów było za Niall’em.
-Więc to przeze mnie tu wylądowałaś… Nie wybaczę sobie tego – oparł sobie czoło na naszych splecionych palcach.
-Nie mów tak – mocniej ścisnęłam jego dłoń – To nie twoja wina.
Serca mi się krajało na ten widok. Sama wariowałabym, gdyby jemu się coś stało.
-Kocham cię – szepnął i złożył delikatny pocałunek na moich ustach.
Uśmiechnęłam się lekko i zamknęłam oczy.

20 sierpnia 2012r.
Kolejny dzień spędzany w szpitalu. Cieszyłam się, że już ostatni. Z gipsem na nodze i bandażami na brzuchu będę mogła wrócić do domu. Już widzę, jak mama skacze obok mnie i spełnia moje zachcianki. Niedługo wrzesień. A za tym idzie rozpoczęcie roku… I szkoła. Rodzice postanowili, że nie tylko wakacje spędzę w Londynie. Do szkoły także będę tam uczęszczać. Niezadowolone dziewczyny, które przyleciały w odwiedziny dawały znać o swoim zdaniu na każdym kroku. Dziś byłam tylko z nimi. Lecz tylko przez chwilę. Paul i chłopcy w pracy, mama w restauracji szaleje przygotowując jakieś przyjęcie. Prywatna klinika wyposażona była w telewizor. Ale nie stary, lecz 35calowy. Znajdowało się tam także DVD. Włączyłyśmy film. Trwał od jakiś kilkunastu minut, po czym Paula i Wiki zdecydowały, że muszą lecieć. Trochę zdezorientowana zostałam sama. Promienie słońca wdzierały się przez kwieciste zasłony. Zaczęłam wyobrażać sobie moją nową szkołę. Nie wiedziałam jeszcze, jak będzie wyglądać. Nie chciałam tam być ‘popularsem’. Każdy znałby mnie i wytykał choćby najmniejszy błąd.
-Hayley! – zawołałam naciskając jednocześnie zielony guzik.
Czarnooka dziewczyna wparowała do pokoju. Biała, służbowa sukienka ładnie leżała na jej szczupłym ciele. Hayley była stażystką. Najmilsza dziewczyna jaką kiedykolwiek spotkałam. Gdy wykonywała zastrzyki lub zmieniała opatrunki była bardzo sumienna. Nie pozwalała mi się śmiać ani rozmawiać. Przychodząc, żeby pogadać zawsze była wyluzowana. Ciągle się śmiała, wygłupiała tym samym doprowadzając mnie do łez.
-Chodźmy na spacer – poprosiłam.
Szatynka przyciągnęła wózek stojący przy szafce. Pomogła usiąść mi na nim, by wywieźć mnie do szpitalnego zielonego zakątka. Tak nazywałyśmy zagajnik, w którym było mnóstwo kwiatów, krzaków, ptaków i ławek. Nakryła moje nogi kocem mimo upału panującego na zewnątrz i wywiozła z pokoju. Następną godzinę spędziłyśmy w parku. Później wpadła mama z kawą. Rozpieszczała mnie. To dobrze, bo mimo znanej kliniki jedzenie było straszne.

~*~

Łoooo Jezu! Ale nuda. Nie miałam pomysłu. Akcja rozkręca się ogólnie 3 grudnia i dopiero ten dzień mam dobrze opisany. Trzeba coś wcisnąć pomiędzy to :D Dziś byłam na konkursie polonistycznym. Jezu, jak ja sie stresowałam! Pierwszy raz w życiu pisałam rozprawkę i do tego nie wiedziałam jak! ;ooo Brawa dla mnie ;> PYTANIE!!! Dlaczego nikt nie komentuje http://69-dni-z-1d.blogspot.com/ ? Aż taki zły? ;ooooo
Buziakiii!
Natt.

czwartek, 29 listopada 2012

Chapter 21.


17 lipca 2012 r.
Wracam do Londynu. Niall wyjechał przedwczoraj, dla niepoznaki. Mam nadzieję, że się nie zorientują. Pożegnałam się ze znajomymi z Polski, spokojnie ruszyłam na lotnisko i przeszłam odprawę. Siedziałam w samolocie, kiedy dostałam SMS’a. Od Harry’ego.
„Dziś mają być burze. Proszę nie leć!!!”
Rzeczywiście było pochmurno i lekko kropiło, ale nie sądziłam, że to może być coś poważnego. Wyłączyłam telefon tak, jak nakazała stewardessa i zapięłam pas. Wyciągnęłam z torby swoją MP4. Trochę musiałam się nagrzebać, bo w torebce zazwyczaj mam pełno zbędnych rzeczy. Włączyłam jakąś spokojną melodię. Wygodnie oparłam się o fotel i zamknęłam oczy. Minęło parę chwil. Zdążyliśmy wzlecieć w powietrze. Wyciągnęłam z torby kolejny łup. Wysunęłam stoliczek i położyłam na nim netbook’a. Weszłam na kilka stron pogodowych. Rzeczywiście miały być burze. Ale w końcu nie musiało stać się nic poważnego. Przecież nie raz latano, kiedy padał deszcz. Następna strona do odwiedzenia… Twitter. Poprzeglądałam tweety niektórych osób, spojrzałam na parę zdjęć. Było ich jednak więcej. Głównie przedstawiały ulewę za oknami. W pewnej chwili urządzenie spadło ze stolika. Po mojej prawej stronie rozległ się huk, który spowodował turbulencje. Teraz to się już przeraziłam na maxa. Napisałam parę słów na portalu.
„Za oknami samolotu szaleje cholerna burza. Boże…”
 Od razu moje ‘mentions’ odżyły. Życzyli mi, żebym wylądowała cała. Niektórzy nawet się cieszyli… Chwilę potem wysłano mi parę zdjęć, filmików z tego, co dzieje się w Londynie. Niektórzy nawet obserwowali samolot, w którym byłam. Wysłali mi kilka screen’ów. Włączyłam skype’a. Od razu podłączyłam słuchawki i połączyłam się z mamą, która była dostępna. Odebrała cała roztrzęsiona. Nie była w domu tylko… W samochodzie. Cały czas płakała. Razem z nią jechał Paul i Harry. Od Paula krzyczącego zza kierownicy dowiedziałam się, że reszta jedzie innym autem. Wszyscy kierowali się na lotnisko. Harry ryczał tak samo jak moja mama. Nie dało się ich zrozumieć. Wychwyciłam ledwo parę wyrazów.
-Móiłm si! Pisaem! Azeko oesialaś?!
Sama zaczęłam płakać. Jakieś kobiety biegały po pokładzie za stewardessami krzyczącymi o zapięciu pasów. Trzeba było wyłączyć całą elektronikę.
-Musze kończyć – powiedziałam.
-Proszę, nie! – krzyknął Harry.
Nacisnęłam czerwoną słuchawkę i wyłączyłam netbook’a. Trzęsło samolotem niesamowicie. Wszyscy wpadli w panikę. Krzyczeli, płakali, trzęśli fotelami, oddychali przez papierową torbę by się uspokoić. Światło zaczęło migać, a po chwili w ogóle zgasło. Z sufitu zleciały maski tlenowe. Byłam kompletnie oszołomiona. Świetnie! 16-latka w samolocie podczas katastrofy. „Gorzej być nie może…” pocieszałam się. No jednak mogło. Jeden z pilotów zemdlał! „Jezu!” pomyślałam. To przecież koniec. Miałam nadzieję, że jesteśmy już blisko Londynu, bo lecimy dość długo. Przed oczami miałam ciemno, gdyż nagle w coś uderzyłam. Poczułam wielki ciężar na nogach, a potem… Potem nie było już nic.

~*~

BUM! Jak się podoba? haha :D Następny rozdział w niedzielę... Tak mi się zadaje. Na razie duża nauki, baba z niemca ciągle wkurza. Co myślicie, żebym napisała imagin +18? :D Czekam na opinie xd
Buziakiii!
Natt.

środa, 21 listopada 2012

#3 Harry

Stałam wśród pięknych ciuchów. Chciałam mieć wszystkie, lecz na razie nie było mi to dane. Przeglądałam wieszaki w poszukiwaniu czegoś na zimę. W moim zawodzie nie mogłam być chora. Nie chciałam, by coś mi zrobili. Chwyciłam wieszak z szarym swetrem w dłonie. Cofałam się rozglądając się po sklepie. Odwróciłam się i czułam ból. Moje czoło pulsowało, a do uszu dotarł twój melodyjny śmiech. To wtedy spotkałam cię po raz pierwszy. Potrząsnąłeś głową wprawiając swoje loki w ruch. Twoje usta, oczy śmiały się do mnie. 

-„To nie śmieszne” – obruszyłam się. 
-„Z mojej perspektywy jednak trochę zabawne” – oświadczyłeś. 
Na mojej twarzy zagościł lekki uśmiech. Skończyłam pocierać bolące miejsce. Przymierzyłam ubranie i spojrzałam na cenę. Nie była mała, ale musiałam. Nie chciałam doświadczyć złości przełożonego. Ruszyłam do kasy. Czekałeś na mnie przed sklepem. Mijając cię serce skakało mi do gardła. Co takiego w tobie było? Co takiego mnie w tobie pociągało? Do dziś nie wiem… Usłyszałam twoje wołanie. Udaliśmy się na kawę. Trochę czasu w normalnej atmosferze. Mogłam się uśmiechać, porozmawiać z kimś. Jednak nie doszło do zwierzeń. Dźwięk SMS-a zepsuł wszystko. Czar prysł. Uciekłam z kawiarni pozostawiając cię z jedyną informacją o moim imieniu. 

Upadłam na podłogę. Nasunęłam koszulę powrotem na swoje uda. Ocierałam łzy kapiące strumieniami. Dźwięk zakładanych spodni, kroki, trzask drzwi. Koniec. Jedno zadanie zakończone. To wyczerpywało mnie psychicznie. Nie chciałam już nic. Jedyną oazą w moim pokoju był parapet. Widok Londynu uspokajał choć trochę. Na chwilę zapominałam o moim 16-letnim życiu. Usiadłam na poduszkach i wpatrywałam się w migające światła samochodu na ulicy. Znowu kroki. Podkuliłam nogi pod brodę i cicho łkałam. Drzwi ponownie się otworzyły. Odgarnęłam mokre od łez kosmyki włosów. Pozbyłam się łez z policzków i spojrzałam na nowego klienta. Zdziwienie na twojej twarzy było nie do opisania. 
-„Co tu robisz?” – załamał mi się głos. 
Chwilę potem byłeś już przy mnie. Na początku odepchnęłam cię, ale byłeś silniejszy. Chowając się w twoich ramionach łkałam coraz bardziej. Przeniosłeś mnie na łóżko. Po chwili sam byłeś obok mnie. Opowiedziałam ci moją historię. Wszystko ze mnie wylało się potokiem słów. 
-„Wyciągnę cię stąd, obiecuję” – poczułam twoje ciepłe usta na swoim policzku. 
Znów trzask drzwi. Nie było cię. Czekałam. Mijały sekundy, minuty, godziny. Myślałam, że uciekłeś. Nie dziwiłabym się, że obrzydził cię mój los, to co robię. Gdy w końcu przyszedłeś od razu kazałeś mi się pakować. Włożyłam wszystkie swoje rzeczy, a było ich niewiele do starej, zużytej torby. Przebrałam się w coś cieplejszego i chwilę potem siedzieliśmy już w twoim samochodzie. 

Obudziłam się z krzykiem. Cała mokra od potu i łez. Policzki spuchnięte od płaczu. Wbiegłeś do mojego tymczasowego pokoju. Zjawiłeś się przy mnie i mogłam spokojnie odetchnąć słuchają cichego bicia twojego serca. 

Znowu odmowa. Wyrzuciłam w powietrze wszystkie oferty pracy, adresy i numery telefonów. Nic nie szło po mojej myśli. Nic mi się nie udawało. Nie dziwię się, bo kto by chciał dać pracę małolacie? Przyszedłeś z kubkiem herbaty. Upiłam trochę parząc sobie język. Zaśmiałeś się i zacząłeś zbierać porozrzucane kartki. Opowiedziałam ci wszystko. Wystarczył jeden twój telefon. Rzuciłam się na ciebie krzycząc ze szczęścia. Uspokajając się spojrzałam w twoje oczy. Przeszywały mnie na wylot. Wstałam z ciebie i dokończyłam porządkować papiery. 

Pierwsza wypłata. Milion gazet na łóżku. Przyszedłeś do mojego pokoju razem z chłopakami. Zaczynając dziękować przemiłej kobiecie, z którą rozmawiałam przez telefon zaczęłam skakać. 
-„Wyprowadzam się” – nadal skakałam. 
Wypuściliście mnie z objęć. Nie pozwoliliście mi. Denerwowała mnie wasza opiekuńczość, ale teraz myślę, że wyszło mi to na dobre. Nie chciałam żyć na waszym utrzymaniu. Tak więc robiłam zakupy i sprzątałam. 

Kolejne łzy. Przeglądając strony plotkarskie wypatrywałam swojego nazwiska. Przygarnąłeś mnie do swojej klatki piersiowej i próbowałeś uspokoić. 

-„Tak bardzo chciałbym cię obronić przed tym wszystkim… Ale nie potrafię” – głos ci się łamał – „Nie chcę, by ktoś cię krzywdził, wybacz mi” – pocałowałeś mnie w skroń – „Ale nie wiem co robić… Nawet nie wiesz jak bardzo cię kocham.” 
Wszystko przestało mieć znaczenie. Byliśmy tylko my. Otarłeś kciukiem wszystkie słone krople spływające po moim policzku. Wreszcie poczułam twoje słodkie usta. Delikatny pocałunek zawrócił mi w głowie. Spragniona twoich pocałunków oddałam ci moje usta. Spragniona twojego dotyku oddałam ci moje ciało. Spragniona twojej miłości oddałam ci moje serce…

~*~

Imagin dla pewnego Anonimka, który prosił o Harry'ego. Nie wiem, czy za bardzo wesoły, ale starałam się. Jak Wam się podoba? ;> Tata zabrał mi telefon -,- Przekroczyłam rachunek o ponad 200 zł ... Życzcie powodzenia, bo nie wiem jak przeżyję ;oooo
Buziakiii!
Natt.

piątek, 16 listopada 2012

Christmas Imagine


WYBIERZCIE, KTÓREGO WARIATA CHCECIE :)
PIOSENKA

Mam wszystko… Pieniądze, piękne mieszkanie, ekstrawaganckie ubrania znanej marki, na które stać nielicznych. Mam bogate życie towarzyskie, domy na Wyspach Kanaryjskich, na Krecie, sławę. Czyż nie rozrzutne życie? Mam wszystko, czego pragnie każdy człowiek. Dlaczego jednak dlaczego ciągle mam przeczucie, że czegoś mi brakuje? To się zaczęło od kiedy powiedziałeś „Żegnaj”. To zabolało. Nawet nie wiesz jak bardzo. Nie wpadłam w depresję, jak inne. Wzięłam się od razu w garść. Dzięki temu osiągnęłam to, co chciałam. Byłam ci wdzięczna. Lecz zdałam sobie z czegoś sprawę… „Po co mi to wszystko, jeśli nie mam z kim się tym dzielić?” Mam na myśli ciebie. Siedzę teraz na parapecie wyłożonym licznymi poduszkami. Patrzę na szczęśliwych przechodniów niosących do swoich domów choinki lub wielkie torby zakupów? Spoglądam w ciemne niebo, z którego sypią się białe płatki śniegu. „Anioły robią walkę na poduszki” –mawiałeś. Śmiałam się z tego. Zawsze wierzyłeś, że to prawda. Gdy padał deszcz naprawiałeś swoje błędy myśląc, że na Górze smucą się przez to, co zrobiłeś. Nie rozumiałam cię. Do chwili, gdy zamknąłeś za sobą drzwi. Słyszałam jeszcze kilka kroków na korytarzu, które potem ucichły zupełnie. Za oknem panowała ulewa, pamiętasz? Wtedy zrozumiałam, że popełniłam jakiś błąd. Nie roztrząsałam tego, tylko rzuciłam się w wir pracy. Teraz żałuję, że nie wyszłam za tobą i nie błagałam, byś został. Gdyby to się powtórzyło wiem, że bym to zrobiła. Nie chciałam zostawać sama, tylko wtedy nie zdawałam sobie z tego sprawy. Codziennie dręczy mnie pytanie „Dlaczego odszedłeś? Bez odpowiedzi, wyjaśnienia. Po prostu mruknąłeś ciche ‘żegnaj’ i więcej cię nie zobaczyłam.” To było najgorsze, co mogło mnie spotkać. Rozglądam się po mieszkaniu. Przymykam powieki. Widzę twój cień. Wychodzisz z łazienki z ręcznikiem wokół pasa. Drugim wycierasz włosy. Nie ma cię przy mnie ciałem, ale po tym co nas łączyło zawsze będziesz duchem. Mimo, że chodzisz gdzieś teraz po kuli ziemskiej, być może po tej samej stronie co ja, to nie mam siły cię szukać. Trudno mi… Tak cholernie mi trudno! Chcę cię zobaczyć, dotknąć. Potrzebuję cię. Jednak ty tego nie wiesz. Otwieram oczy i widzę pustkę.Boże Narodzenie noc ❅ ❄ ℌ ℨ ℜ ℨ ❅ ❄Mimo niezmiernej ilości niepotrzebnych przedmiotów w moim domu jest pustka. Bo nie ma w nim miłości. Jestem tylko ja i moje zasrane ego. Czuję ciepło bijące od kominka. Nie oddaje on tego żaru, który otrzymywałam od ciebie. Ustrojona choinka nigdy nie będzie wyglądała tak jak wtedy, kiedy dekorowaliśmy ją razem. Pamiętam jak podsadziłeś mnie, żeby mogła zawiesić na jej czubku złota gwiazdę. Potem puściłeś mnie. Wciąż czuję smak twoich słodkich ust na moich spragnionych ciebie wargach. Dumnie patrzyliśmy na nasze dzieło tuląc się do siebie. Słysząc bicie twojego serca wiedziałam, że jest ono dla mnie. Teraz słyszę ciszę. Upijam łyk herbaty. Nigdy za nią nie przepadałam. To ty mnie tego nauczyłeś. To stało się moją codziennością. Sterty książek ułożonych według wielkości i koloru w ściennym regale. Nigdy jednak nie mogę dowiedzieć się z nich, czym jest prawdziwa miłość. Bo już nie pamiętam, czy to tak właściwie jest. Wiedziałam, gdy obdarzałeś mnie nią każdego dnia. To zanikło… I już nigdy nie wróci. W dzisiejszy wieczór wspominam naszą pierwszą wigilię. Była ona także ostatnia. Razem gotowaliśmy świąteczne potrawy, dekorowaliśmy dom i choinkę, wybieraliśmy kolędy, które chcemy słuchać. Składając sobie życzenia powiedziałeś „…I żebyśmy byli razem. Na zawsze. Ja ci to obiecuję.” Dlaczego nie dotrzymałeś słowa? Dlaczego mnie opuściłeś? Dlaczego zostawiłeś mnie samą? Dlaczego roztrzaskałeś moje serce na milion kawałeczków? Nigdy już się nie dowiem…


~*~

W nagrodę za krótki rozdział otrzymujecie świątecznego imagina :D Nie ma szczęśliwego zakończenia, ale to moja wizja z polskiego haha :D Zrobiłam covery kilku piosenek aha :D 
Buziakiii!
Natt.

czwartek, 15 listopada 2012

Chapter 20.


Obudziłam się dopiero, gdy na dworze było ciemno. Przewróciłam się na plecy i oglądałam sufit. Poprzyklejane na nim były srebrne gwiazdki i księżyce. Wypatrywałam tej mojej ulubionej. Widniał na niej napis „Harry+ Natalie”. Teraz jak o tym myślę, to mam ochotę się śmiać. Wtedy było to marzenie, a teraz? Teraz to realia. Tylko, że to psuję, i to chyba świadomie. Wiem przecież, że to złe, bo chcę z nim być i go kocham, ale Niall… On jest taki słodki. Zwlekłam się z łóżka i przeciągnęłam. Gdy usłyszałam znane mi chrupnięcie w kręgosłupie wyszłam z pokoju.
-Już nie śpisz? – zapytał blondynek z kuchni.
-Nie – podeszłam do niego i przytuliłam od tyłu.
Wewnętrznie karciłam się za to, ale nie mogłam się oprzeć. Mój nastoletni umysł posiada za dużo myśli… A moje ciało hormonów.
-Gdzie tata? – zapytałam podjadając paprykę, którą kroił.
-A no właśnie! Dzwonił, ale że spałaś, to pozwoliłem sobie odebrać.
Zdębiałam. A jakby to dzwonił Harry lub mama?! Przecież zabiliby mnie. Jak nie jedno, to drugie.
-I? – ponaglałam.
-Powiedział, że pojechał w delegację… I że wróci pojutrze. Aha! I masz się nie martwić, a ja mam się Toba opiekować – pocałował mnie w czoło.
-A ty co na to? – zaśmiałam się.
-Oczywiście, proszę pana! Tylko ją zgwałcę, wywiozę na wysypisko i porzucę – odpowiedział z poważną miną.
-Nie zdziwiłabym się – podniosłam brew i ukradłam z miski pomidorka koktajlowego.
-Nie podjadaj! – odebrał warzywo i sam wpakował je do ust.
Wzięłam kolejnego pomidorka z naczynia.
-A tak naprawdę, to co powiedziałeś?
-Że wszystko będzie dobrze – pocałował mnie w czoło i zaczął dalej przygotowywać danie.
Siedzieliśmy i rozmawialiśmy jeszcze kilka minut. Zadzwonił telefon. Na wyświetlaczu ‘Paul’. Dziwiłam się, bo co on mógł ode mnie chcieć? Zwykle dzwoniła mama…
-Halo?
-Cześć Natalie… Jesteśmy właśnie przed wywiadem, ale Harry się uparł, że chce pogadać. Zabrałem mu telefon, ale wiesz… Powiedział, że nie wystąpi. Możesz?
-Jasne  zaśmiałam się i wygodniej usadowiłam się na blacie.
Z oddali słyszałam „Nareszcie!!!”, a potem w słuchawce zabrzmiał jego głos.
-Cześć kochanie!
-Czemu nie stosujesz się do próśb Paul’a? – zapytałam.
-Zabrał mi telefon, a ja nie rozmawiałem z tobą od wczoraj! – oburzył się, a ja zaczęłam się śmiać.
-Długo – zauważyłam.
Zsunęłam się z szafki i poszłam do salonu, żeby Niall nic nie usłyszał.
-Tęsknię za tobą – szepnął.
-Ja też tęsknię… Zobaczymy się za kilka dni – próbowałam go i jednocześnie siebie pocieszyć.
-Odliczam minuty – uśmiechnęłam się lekko na te słowa.
-Chcę z tobą mieszkać…
-Oszalałeś – zaśmiałam się – Ja mam 16 lat…
-To nie zmienia mojego postanowienia.
-To nie może być pochopna decyzja  - upomniałam go.
-Myślałem nad tym od urodzenia.
-Jeszcze wtedy mnie nie znałeś, bo nie było mnie jeszcze na świecie! – zaśmiałam się.
-Tak, wiem. Ale zawsze marzyłem o tym, żeby zamieszkać z tą jedyną.
Zamurowało mnie. To była kusząca propozycja. Mieszkanie z pożądanym przez wszystkie nastolatki Harry’m Styles’em? Ciekawe, ciekawe… Ale myślałam tez o uczucia Niall’a. „Jak on by na to zareagował?” zastanawiałam się.

~*~

Sorry, że krótki rozdział, ale muszę się spieszyć... Jutro test z chemii, a temat okropny. Nuta na dziś: "Truly maadly deeply"-1D ♥ Ostatnio mało czasu bo konkursy. Dostałam się  na polski! :D Dobra, dość.
Buziakiii!
Natt.

poniedziałek, 5 listopada 2012

Chapter 19.


Jeśli ktoś nas zobaczył i zrobił nam zdjęcie, to byłabym nieżywa! Nawet nie chcę myśleć, jaka awantura by z tego wynikła.
-Teraz smarkulo wejdziesz zapłakana do sali i wszystko wam się upiecze! – warknął oskarżony.
-Nawet nie waż się mówić do niej takim tonem, gnoju! – wyrwał się Niall.
Niestety facet wszystko zrozumiał z angielskiego i zaczęła się kłótnia.
-Uspokój się! – próbowałyśmy przekrzyczeć jedna drugą z obrońcą tego typa.
Do akcji wkroczyła ochrona. Wściekły Niall odszedł ze mną kawałek i znów przytulił.
-Co to miało być?!
-Nikt nie będzie cię obrażał – gładził mnie po ułożonych włosach.
-Dziękuję ci – szepnęłam w jego koszulę – I przepraszam…
-Za co? – uniósł mój podbródek.
-Za to, że pobrudziłam ci ubranie.
Spojrzał na makijaż pokrywający jego koszulę i wydał z siebie melodyjny śmiech.
-Nic się nie stało – spojrzał mi w oczy.
-Sprawa ******* ****** oskarżonego o zabójstwo! – dało się usłyszeć z korytarza.
Otarłam ostatnie łzy i zaczerpnęłam powietrza do płuc.
-No to idę – westchnęłam.
-Wszystko będzie dobrze – uśmiechnął się.
Podziwiałam go za to, że wiecznie był dobrej myśli. Nic go nie zrażało, zawsze był wesoły. Od natłoku myśli nie wiedząc, co robię pocałowałam go. Tak, jak nigdy. Gdy się odsunęłam na jego twarzy zagościł wielki banan. Nie wiedzieć czemu, nie żałowałam tego. Było przyjemnie. Czułam się bezpiecznie w jego ramionach. Niezręczność też już minęła. Zaśmiałam się i pobiegłam na salę sądową. Nie musiałam czekać na zewnątrz. Mogłam siedzieć na sali. Tak więc zajęłam swoje miejsce i przysłuchiwałam się zeznaniom tego chama. Nie mogłam tego znieść. On obrażał mnie oraz Martę! Jednak został za to ukarany grzywną. Niecenzuralne słowa niech sobie w dupę wsadzi i nie używa ich w kierunku mojej zmarłej przyjaciółki. Od wypadku nie wierzyłam, że ona umarła. Zawsze miałam nadzieję, że wparuje do mnie do domu, zaśmieje się, walnie na kanapę i zapyta jaki film będziemy dziś oglądać. Zawsze tak było. Podczas wspólnej nauki lub nocowań zachowywała się swobodnie. Nie utrzymywała powagi. Zdaję mi się, że kiedyś taka nie była… Kujonica z czarnymi okularami na nosie. Wiecznie w pierwszej ławce. W podstawówce nie przepadałyśmy za sobą. Wieczne kłótnie, przezwiska. Potem zbliżyło nas coś do siebie. Stałyśmy się dla siebie milsze. Nim się zorientowałam siedziałyśmy w jednej ławce i plotkowałyśmy o chłopakach. Zbieg okoliczności nas połączył. Mimo tego byłyśmy najlepszymi przyjaciółkami. Stałyśmy się siostrami… Największą radość przyniosła nam wiadomość o mojej przeprowadzce do domu obok. Razem spóźniałyśmy się do szkoły chadzając tą samą drogą. Sądzę, że nigdy nie będę uważała ją za zmarłą. Ona była, jest i zawsze będzie przy mnie. Ale trzeba było wracać do świata realnego. W końcu przyszła moja kolej. Imię, nazwisko, wiek, zawód, rodzice i w końcu doszło do mówienia o tamtym dniu.
-Proszę opowiedzieć… Co się stało 27 czerwca 2012 r.?
Pani w ciemnych, krótkich włosach, która była sędzią patrzyła na mnie wyczekująco, tak jak i cała sala.
-No więc… - zaczęłam – Razem z dziewczynami postanowiłyśmy jechać nad jezioro. To był weekend, ostatni przed wakacjami, więc było ciepło. Paula i Wika już tam czekały, a ja i Marta miałyśmy jechać po zakupy.
-Przepraszam, jeśli mogę – przerwał obrońca, na co sędzia skinęła głową.
-Ile masz lat? – zapytała.
-16 – odparłam.
-A twoja przyjaciółka?
-Także 16.
-Więc skąd miałyście prawo jazdy? – uniosła brew, co mnie nie zraziło.
-Ja także mam prawko. Zrobiłyśmy we wakacje, gdy byłyśmy w USA. Nie jest to niedozwolone, mogę pani nawet pokazać – wyciągnęłam z dumą moje prawo jazdy z całkiem niezłym zdjęciem.
Zamknęła się, co mnie usatysfakcjonowało. Zeznania szły dalej. Mówiłam wszystko po kolei.
-Proszę powiedzieć, co robiła pani na autostradzie?
-Jak zwykle śpiewałam i śmiałam się razem z Martą.
-Sądzę, że nie tylko.
-Co ma pani na myśli?
-Ci, którzy zatrzymali się, twierdzili, że dwie rozbawione nastolatki wariowały i tworzyły niebezpieczeństwo na drodze.
-Bzdura – wzdrygnęłam się.
-To prawda! – wyrwał się oskarżony i od razu przeprosił sędzię.
-Śpiewałam i śmiałam się! – broniłam się.
W sumie to nie do końca, bo inni kierowcy mieli rację. Wygłupiałam się, ale nie mogłam się do tego przyznać! Poszłabym do więzienia!
-Proszę o kolejnego świadka – zwróciła się do sędzi kobieta broniąca tego typa.
Osoba, a właściwie kobieta potwierdziła zeznania. Że siedziałam na oparciu i krzyczałam niezrozumiane słowa, które zagłuszał jazgot muzyki. Miałam przerąbane… Ponownie wezwano mnie do barierki. Przyznałam się, ale i tak prawo było po mojej stronie. Po przerwie wyczekiwałam na wyrok. Ręce trzęsły mi się, gdy sędzia wraz ze swoją świtą weszła do sali. Myślałam tylko „OMG! OMG!” Wyszłam z ulgą. Gdy blondynek zobaczył mój uśmiech sam się wyszczerzył i porwał mnie w objęcia. Otarłam ostatnie łzy i próbowałam powiedzieć coś ze spokojem.
-Wszystko dobrze – udało mi się.
-Widzisz? Mówiłem – ucałował mój rumiany policzek – Zapraszam cię na kawę! – uśmiechnął się.
-Nie, bo nas zobaczą! Jedziemy do domu i zamówimy pizzę. Może być?
-No nie wieem… - wskazał na swój rumiany policzek.
Cmoknęłam go i chwyciłam pod ramię. Czułam się przy nim tak, jak przy Harry’m. Z jednej strony było niesamowite być ważną dla Horana. Z drugiej strony, byłam niesamowicie na siebie wściekła. Przecież kochałam także Hazzę!
-To przez ciebie! – krzyczał w korytarzu oskarżony w kajdankach.
Cieszyłam się z wyniku rozprawy. Nie zwróciłam na niego najmniejszej uwagi i poszłam przed siebie. Wsiadłam do czarnego gip’a.
-Skąd ty go wytrzasnąłeś?! – dopiero zrozumiałam, że to nie jego.
-Wypożyczyłem – uśmiechnął się i ruszył.
Upierałam się, że może ja bym poprowadziła, ale ten uparciuch nie chciał, żebym się przemęczała.
-I tak ta rozprawa była wyczerpująca – mówił.
Oparłam się wygodnie i zaczęłam zasypiać, gdy myślał, jaki film możemy dziś obejrzeć. 

~*~

No i jak Wam się podoba rozdział misiaczki? :D Zebraliście tyłeczki i w 2 dni 16 komentarzy!!! #kochamwas :') Ja właśnie świętuję, gdyż rodzice nauczyli się zamykać drzwi od mojego pokoju haha :D #libacjaa xd. A teraz spadam, bo jutro spr. z geografii ;ooooo
Buziakiii!
Natt.

piątek, 2 listopada 2012

Chapter 18.


3 lipca 2012 r.
Rozprawa była na 11:00, więc tata obudził mnie i dziewczyny o 9:00. Wygrzebałam się spod sterty poduszek. Paula z już pałaszowała moją lodówkę. Zaraz potem dołączył do niej Niall. Wiktoria jeszcze smacznie spała. Postanowiłam jej nie budzić. Przeczesałam palcami grzywkę i ruszyłam na górę. Cały czas męczyła mnie ta sytuacja z blondynem. A jeśli ktoś rozpozna go w Polsce? Przecież w Internecie huczało od informacji, że wróciłam do kraju… „Muszę się ogarnąć” stwierdziłam patrząc na swoje odbicie. Wzięłam szybki prysznic. W całej łazience unosiła się para. Owinęłam się w ręcznik i stanęłam przed lustrem. Przejechałam po nim dłonią, żeby móc się przejrzeć. Przyglądając się sobie doznałam ataku serca!
-Niall! Co tu robisz? – spytałam sięgając po szlafrok.
-Posłuchaj, ja to wszystko przemyślałem… - westchnął – Czy ty… Czy ty czujesz do mnie coś więcej? – zatkało mnie – Jestem gotów zerwać z Demi, wystarczy tylko jedno twoje słowo.
-Jesteś z nią już jakiś czas. Dlaczego chcesz z nią zerwać? Ona nic dla ciebie nie znaczy? – pytałam.
-Czuję coś do niej– odpowiedział –Ale chcę być z tobą – przysunął się bliżej.
-To nie jest takie proste. Jestem z Harry’m i go kocham…
-On nie musi o tym wiedzieć… - objął mnie w talii.
„Paula się wkurzy, gdy to zobaczy!” przypominała moja głowa. To była prawda… Pauline najbardziej lubiła jego. Kochała się w nim od początku. Bałam się także reakcji Demi na tę wieść. Jednak najbardziej przerażało mnie zdanie Harry’ego! „Co ja robię?! Przecież go kocham!” powtarzałam sobie. Choć z drugiej strony romans z Niall’em Horan’em był bardzo kuszący…
-Nie tutaj – szepnęłam przerywając pocałunek.
„Czy ja właśnie dałam mu nadzieje?!” denerwowałam się. Nieważne… Musiałam myśleć o dzisiejszej rozprawie. Wyminęłam go i udałam się do swojego zacisznego pokoju. Uruchomiłam wieżę stereo i uruchomiłam płytę Justin’a Bieber’a. Weszłam do garderoby w której nadal było pełno moich ciuchów. W tle leciało „One Less Lonely Girl”. Uśmiechnęłam się do siebie. Przejeżdżałam palcem po półkach i między wieszakami wspominając przy jakiej okazji miałam na sobie poszczególną rzecz. Po chwili zadumy ocknęłam się z przeszłości. „Teraz ważna jest teraźniejszość” przywołałam się do porządku. Wybrałam strój na dziś i od razu się w niego wślizgnęłam (LOOK). Podeszłam do wielkiego lustra wiszącego na ścianie przy biurku. Po bokach było obwieszone kolorowymi lampkami w kształcie gwiazdek. Spojrzałam na zdjęcia przypięte na krawędziach. Wyrwałam jedno z klamerki i uśmiechnęłam się do 4 wyszczerzonych buziek.
-Oh, dziewczyny… Nawet bez Marty wspomnienia są żywe – szepnęłam do fotografii.
Z łzami w oczach z powrotem przypięłam zdjęcie. Spojrzałam na swoje odbicie. Nie zmieniłam się aż tak bardzo od tego czasu… Doszło tylko kilka zmartwień i problemów, no i jeszcze Marta umarła, a tak to bez większych zmian. Chwyciłam szczotkę i powoli rozczesywałam włosy. Przypomniałam sobie, jak robił to Harry, tak delikatnie. W ogóle nie bolało… Pomrugałam ozami przywołując się do porządku. Zaplotłam luźnego warkocza i związałam go gumką z brązową kokardą wysadzaną cyrkoniami.
-Idealnie – skomentowałam swój wygląd.
Wyszłam z pokoju i poszłam po tatę, który miał mnie zawieźć do sądu.
-No no… Jaki garniak – uśmiechnęłam się.
-Ty nie wyszydzaj taty – spoważniał, ale za chwilę i tak wybuchł śmiechem.
Poszłam na chwilę do góry. Otworzyłam drzwi od pokoju gościnnego. Niall leżał nieruchomo na łóżku wpatrując się w śnieżnobiały sufit.
-Hej, blondynek – uśmiechnęłam się – Wychodzę – poinformowałam.
Z powrotem wróciłam na parter. Tata otworzył przede mną drzwi. Z moim szczęściem potknęłam się na schodach. Oczywiście wyrżnęłam się… Tata zaczął się śmiać, po chwili pomagając mi podnieść się z ziemi.
-Nie wiem tylko, kto cię odbierze… - odezwał się, gdy uruchomił silnik – Ja jadę do firmy, nie wiem o której wrócę.
-Zamówię taksówkę – podsunęłam.
-Myślisz, że po rozprawie puszczę cię samą? Córeczko, znam cię. Nie wytrzymasz tego. Zadzwonię do dziewczyn, żeby przyjechały.
-Tato… Nie jestem już mała – powiedziałam z powagą.
Westchnął tylko i wyjechał z podjazdu. Podczas drogi oglądałam krajobrazy ciągnące się wzdłuż i wszerz. Przypominałam sobie, co gdzie jest uśmiechając się tylko pod nosem. Tata zwolnił. Przede mną ukazał się żółty, kilkupiętrowy budynek z brązową dachówką.
-Powodzenia – skierował w moją stronę odjeżdżający opiekun.
Wzięłam wdech i popchnęłam ciężkie, drewniane drzwi. W korytarzu stał już tamten mężczyzna. Myślałam, że zabiję go wzrokiem.
-Co ty zrobiłaś, dziewczyno?! – ruszył w moją stronę – To była wasza wina! Takie gówniary, jak wy nie powinny prowadzić samochodu!
-Proszę się uspokoić! – prosiła go kobieta w todze.
-No ale rozpuszczonym małolatom w kabrioleciku wolno wszystko! – kontynuował swoją bezsensowną wypowiedź – Zrujnowałyście moje życie i rodzinę. Oni myślą, że to moja wina, wy… Wy…
-Niech pan w końcu zamilknie! – ryknęłam – To jak ty prowadziłeś samochód, człowieku?! Jak jakiś debil! Ty spocony knurze, przez ciebie nie żyje moja przyjaciółka! Przez ciebie, rozumiesz?! – zalałam się łzami.
W tej samej chwili ktoś wziął mnie w ramiona. Musiałam się wypłakać, brakowało mi sił, a rozprawa nawet się nie zaczęła! Owionął mnie zapach znajomych perfum. Podniosłam oczy na zmartwionego blondyna.
-Co tu robisz?! – wykrztusiłam – Ktoś mógł cię rozpoznać, oszalałeś?!
-Zawsze będę przy tobie… Zwłaszcza w takich chwilach – pocałował mnie w głowę.
-Proszę, idź stąd! – błagałam.

~*~

Nic szczególnego się tu nie stało... Następna notka przy 12 komentarzach. Co działo się u Was w szkole w Halloween? ;> U mnie mała impreza z muzyką xd. Słyszeliście o koncercie w Berlinie? Sądzę, że jak raz odwiedzą w końcu Polskę, to nie wyjadą :D Szykujcie się na SHOW! :D Macie aż kilka lat haha xd.
Buziakiii!
Natt.

wtorek, 30 października 2012

#2 Harry


Nienawidziłaś go… Był zakałą, idiotą, nie dorastał ci do pięt. Nie wiesz dlaczego tak uważałaś… Po prostu było tak od początku. Gdy tylko pierwszy raz przestąpiłaś próg ich domu zaczęły się problemy. Z całą czwórką byłaś całkowicie zżyta. Najlepsi przyjaciele. Jednak on to psuł. Przyjaźnił się z chłopcami od dawna, ale odkąd jesteście paczką tylko między wami są spięcia. [T.I.], Zayn, Niall, Liam, Louis i… Harry. Tak, to on był najgorszy. Najchętniej rozerwałabyś go na strzępy. Na początku były tylko głupie teksty. Później chamskie zachowania. Wasze życie było piekłem, bo oboje uprzykrzaliście sobie je sobie do końca. Jak najbardziej się dało. Na urodzinach Niall’a przegiął.

„-Harry, przestań wszystko pieprzyć! – krzyczałaś.
-Ja?!
-To są urodziny twojego przyjaciela. Jesteś zwykłą szują!
-To nie twoja sprawa co robię! Rządź sobie swoim chłopakiem!
Zamurowało cię… On wiedział, że jesteś sama. A ty wiedziałaś, że on to kiedyś wykorzysta przeciw tobie. Szkoda tylko, że nie przygotowałaś się na takie perfidne zachowanie…
-A no tak…!!! Ty nie masz chłopaka! A dlaczego? Bo jesteś zwykłą szmatą i cię rzucił! – warknął ci prosto w twarz.
Nie byłaś już taka pewna siebie. Malałaś z każdą sekundą. Upokorzył cię na oczach wszystkich gości Niall’a. A na dodatek przy gwiazdach, które zaprosił blondyn. Łzy piekły cię pod powiekami. Nie powstrzymałaś ich. Nie miałaś sił…-Muszę iść, Niall. Mam nadzieję, że ci się spodoba. Wszystkiego najlepszego – posłałaś mu nikły uśmiech i uciekłaś.

Wybiegli za tobą. Na próżno. Nikt cię nie znalazł. Dowiedziałaś się, że Zayn uderzył Harry’ego zaraz po tym, jak wrócił do klubu.”

Tak było ciągle. Codziennie dokuczaliście sobie aż do bólu. Przytyk--->Zgaszenie--->Przekleństwa--->Krzyki. Przywykłaś do tej monotonni. Aż do tego feralnego dnia…



„Byłaś u nich w domu. Wszyscy siedzieliście na kanapie. Wybieraliście film, który obejrzycie  wieczorem. Tylko Liam i Harry szykowali coś do jedzenia. Po czasie sporów i wojen między tobą a Louis’em znaleźliście wspólnie świetny film… A właściwie filmy. Postanowiliście zrobić maraton Harry’ego Potter’a. Wszyscy byli za. Oprócz Harry’ego. To on zawsze stwarzał największy problem, jeśli o ciebie chodziło. Liam przyniósł talerze. Każdemu dał jego ulubiony kolor.

-Kurwa, różowy jest mój! – żachnął się Harry.
-Zamknij się! – warknął Li – Nie jesteś dziewczyną, żeby mieć ten kolor – dokończył zdenerwowany jego zachowaniem.
Nie mogłaś zrozumieć tego szatańskiego uśmiechu, który przemknął przez twarz chłopaka. Siedział i z przyjemnością jadł swoją porcję z kremowego talerza. Oglądaliście swój maraton. Co chwila śmiałaś się z komentarzy chłopaków do prawie każdej sceny. A najbardziej rozśmieszały cię namawiania bohaterów przez Lou do jego głupich pomysłów. Nagle coś się w tobie zagotowało. Twoje ręce przeszył potworny ból. Powoli przechodziło to w dół. Pobiegłaś do najbliższej łazienki i zwymiotowałaś. Nim chłopcy zdążyli tam przybyć, ty leżałaś na zimnej posadzce obok toalety. Bezwładnie opadłaś na kafelki, pobrudzone krwią.
Obudziłaś się. Obok ciebie siedział policjant. Przechyliłaś głowę w bok i zobaczyłaś chłopców i swoją mamę przylepionych do szyby. Płakali wszyscy. Przeleciałaś wzrokiem po każdym z nich. Zatrzymałaś się na Harry’m. Siedział na krześle z czołem opartym o szkło. Płakał. Cały trząsł się. Nigdy go takiego nie widziałaś.
-Znaleźliśmy w pani badaniach obecność rtęci – odezwał się podnosząc na ciebie wzrok – Zbadaliśmy to, co pani jadła… Chce pani złożyć oskarżenie do sądu? – wypalił.
-Co? Nie rozumiem… - w twojej głowie szumiało.
-Czy chce pani złożyć oskarżenie na Harry’ego Styles’a? – powtórzył.
Struchlałaś. Co on miał z tym wspólnego? Przecież nie posunął by się do takiego czynu. Od dziecka wiedziałaś, że jak rtęć dostanie się do organizmu to koniec, amen. On tym bardziej.
-Co on zrobił? – po twoim policzku spłynęła łza.
-To on przygotowywał posiłek. Inni nie mieli tej substancji, tylko pani… To co z tym oskarżeniem? – ponaglał.
-Nie… Proszę go tylko do mnie przyprowadzić – zażądałaś.
Po chwili przyszedł do ciebie załamany chłopak. Zaczerwienione oczy, drżące usta i podbródek, czerwone policzki. Płakał, długo. Przeniosłaś wzrok z białego sufitu na niego.
-Dlaczego to zrobiłeś? – odezwałaś się.
-Dlaczego… Bo cię kocham… Bo nie możesz być moja… Myślisz, że łatwo mi z tym, że dziewczyna, którą kocham woli mojego przyjaciela? – swoim wzrokiem przeszywał cię na wylot – Wszyscy widzą, że wolisz Louis’a. Zawsze on! To on cię pierwszy poznał, został twoim przyjacielem… Mimo że nam nie mówicie ja wiem, że ze sobą jesteście. On stał się inny. Myślałem, że to nie będzie tak bolało… A jednak. Jeszcze bardziej mnie to męczy.
-Przestań - warknęłaś – Gdybyś mnie kochał, to nie chciałbyś mojej śmierci. Powiedziałbyś mi…
-Nie znasz mnie…
-Nie przerywaj! Po prostu boisz się kary! Słuchaj, nie wniosę oskarżenia, ale nie zbliżaj się do mnie. A teraz wyjdź – rozkazałaś.”

Od tamtej pory trzymał się z daleka. Dlaczego tylko tak bardzo to przeżywałaś?! Dlaczego chciałaś go przytulić, powiedzieć, że wszystko dobrze, i że… Że go kochasz!!! W szpitalu coś cię ukłuło w serce, jak wychodził. Było ci go żal. Mimo, że było między wami tyle przykrości wy… Kochacie się. Przynajmniej ty jego. Bo nie wierzysz, że jego słowa mogły być prawdziwe. 
Jego urodziny. Kupiłaś prezent. Chłopcy wiedzieli o twoich uczuciach do niego. Jednak siedzieli cicho. Poszłaś na przyjęcie. Miałaś nadzieję, że w końcu mu to powiesz. Nadarzy się okazja i powiesz… Zdziwiło cię to, że wyprawia przyjęcie w najdroższej restauracji w Londynie, a nie robi hucznej imprezy z milionem lasek. Weszłaś do pomieszczenia. Od progu brzmiały nuty ich piosenki. Kelner zdjął twój płaszcz. O dziwno na sali nie było nikogo… Oprócz ciebie i chłopców na scenie. Trzymałaś kwiaty i prezent próbując ich nie wypuścić z rąk. Byłaś prze szczęśliwa. Miało to być przyjęcie, na którym będą tylko przyjaciele. Przynajmniej tak myślałaś. Gdy piosenka się skończyła usłyszałaś ciche „Powodzenia” skierowane do Harry’ego. Chłopak podszedł do ciebie, gdy oni zniknęli.
-Gdzie poszli?
-Nie chcę, żeby ktoś nam przeszkadzał… - obdarzył cię ciepłym uśmiechem.
Zaprowadził cię do stolika. Leżał na nim kremowy obrus, czerwone świece, kryształowa zastawa, płatki czerwonych róż. Usiadłaś na odsuniętym krześle. O dziwo rozmawialiście… Bez przekleństw, wyzwisk, nienawiści. Nawet zdarzył wam się śmiech. Zjedliście swoje danie główne. Co chwila przynoszono wam jakąś inna potrawę. Nadszedł czas na prezent.
-Nie chcę prezentów.
Zrobiłaś groźną minę i przesunęłaś w jego stronę średniej wielkości paczuszkę. Była prostokątna. Owinięta w granatowo-czerwony papier, a na środku miała wielką kokardkę.
-Nie chcę mieć cię na sumieniu, więc otwórz ten prezent - nalegałaś niezbyt przyjemnym tonem.
Z lekkim przestrachem sięgnął po pakunek. Odkleił kokardę i powoli rozerwał opakowanie. Przed nim ukazało się ciemnobrązowe, skórzane pudełko. Spojrzał na ciebie, bojąc się zawartości. Ty tylko uśmiechnęłaś się promiennie i ponagliłaś solenizanta. Potrząsnął głową wprawiając loki w ruch, a potem odgarnął je tak, jak to miał w zwyczaju. Rozchylił pokrywkę, a jego oczom ukazał się zegarek. Bransoleta w kolorze czekolady, srebrne detale i tarcza... Niebieska z mnóstwem kotków. Zaśmiał się i spojrzał na firmę.
-Rolex... - przeczytał.
-Najlepszego staruszku - zaśmiałaś się.
-ROLEX?! Oszalałaś!
-Nie podoba ci się... Wiedziałam, że trzeba było wybrać coś innego - upiłaś łyk wina.
Harry podszedł do wieży stereo i włączył muzykę. Usłyszałaś melodię „Little Things”. Chłopak podszedł do ciebie.
-Poczekaj – powiedziałaś i zdjęłaś czerwone szpilki.
Przybliżyłaś się do niego. Bez obcasów sięgałaś mu ledwo do piersi. Położyłaś głowę na jego klatce piersiowej i oparłaś tam także ręce. On położył swoje dłonie na twojej talii, a głowę spuścił tak, że nosem smyrał twoje nagie ramię. Powoli kołysaliście się w rytm piosenki. A gdy doleciała do jego zwrotki i słów „But you’re perfect to me” uniósł do góry twój podbródek. Zaśpiewał patrząc prosto w twoje oczy. Odgarnęłaś mu włosy opadające na jego oczy. Zaśmiałaś się cicho wywołując uśmiech na jego twarzy. Powoli zbliżaliście do siebie wasze usta. Zwrotka Niall’a przerwała dystans między nimi i złączyła spragnione siebie wargi w słodkim pocałunku. Pocałunku, który był dla was początkiem czegoś zupełnie nowego.

środa, 24 października 2012

Ogłoszenia + Chapter 17.

Zgłosiłam do konkursu swój IMAGIN . Po prawej stronie jest ankieta. Jeśli spodobało Wam się moje mini-opowiadanie głosujcie na 230 :) x

~*~

-Niall także wyjechał.
Coś zaczęło świtać mi w głowie. Przecież widziałam podobnego chłopaka na lotnisku!
-A dokąd pojechał?
-Gdzieś w rodzinne strony, nie zdradził szczegółów.– odpowiedziała.
-Myślałam, że nagrywają teledysk…
-Tak, ale mają kilka dni wolnego, bo reżyser nawalił.
-Pojechał z Demi? – dopytywałam.
-Nie, ona została. Nawet trochę się posprzeczali, że nie chce jej zabrać ze sobą.
Wychodziło więc na to, że się myliłam, bo on nie pochodzi z Polski. A poza tym, taki gwiazdor leciałby w 1. klasie. Chwilę pogadałam z mamą, powygłupiałam się z Lou, który był u Paul’a i mamy oraz poplotkowałam z Eleanor. Powoli dochodziła 20:00. Zadzwonił dzwonek do drzwi. Od razu pomyślałam o dziewczynach. Strasznie się za nimi stęskniłam przez te 2 dni. „Co ja mówię?!” droczyłam się ze sobą. Siedziałam w kuchni nadal jedząc Nutellę, a tata poszedł otworzyć. Słyszałam jakieś szmery i kółka walizki. Zdziwiona mina taty świadczyła o jakimś gościu. I nie były nim dziewczyny, na pewno.
-Do ciebie, ja idę na górę – powiedział i oddalił się w trybie natychmiastowym.
Zeskoczyłam z blatu i szybkim krokiem wyszłam z kuchni. Stanęłam jak wryta, gdy zobaczyłam…
-Niall?
„Jezu, to on!” Co on tu robi?!” panikowałam. Podszedł bliżej i porwał mnie w ramiona. Byłam tak zszokowana, że nie zareagowałam. Poczułam jego ciepły, słodki oddech na swoich ustach. Nawet nie spostrzegłam się, gdy mnie pocałował. Totalnie straciłam panowanie nad swoją osobą, jakby jego dotyk sprawiał u mnie paraliż. Nie wiem ile to trwało, ale w końcu odzyskałam rozum.
-Co ty tu robisz?! I co ty robisz?! – krzyczałam.
-Spokojnie – próbował podejść.
-Nie zbliżaj się! – warknęłam – Jakby ktoś cię rozpoznał pod moim domem, to… Ohh! Nawet nie chcę o tym myśleć! – panikowałam.
-Natalie…
-Demi mnie zabije!
-Natalie! – złapał mnie za ręce.
-Co tu robisz? – spytałam spokojnie.
-Przyjechałem do ciebie…
-Dlaczego?! – znowu się uniosłam.
-Zakochałem się.
-Nie jestem Demi!
-Ale ja zakochałem się w tobie – objął mnie.
-Coooo?! Chyba żartujesz…
-Nie w tej sprawie.
-Nie! Nie! Nie! Nie! Nie możemy być razem, rozumiesz? – spojrzałam w jego intensywnie błękitne oczy z rozszerzonymi źrenicami.
Nie wiedziałam, co mam robić. Miałam w głowie totalny mętlik. Strach przeszywał moje ciało… „Jak mogło do tego dojść?!” nie rozumiałam. Panikowałam i rozmyślałam nad jakimś wyjściem. Pustka, nie widziałam żadnego!
-Jesteśmy już zajęci – przypomniałam.
 -Tak, ale ty też dla mnie wiele znaczysz… – wyznał, a ja czułam jak płonę.
„Ich fani mnie zabiją! Ja tego nie przeżyję!!!” krzyczałam w myślach. Wszystko przez to, że zamieszkałam w Londynie! Gdyby nie to, to nigdy nie zraniłabym Harry’ego. Ciągle byłaby to tylko jedna z wielu platonicznych miłości. Blondyn nigdy by się nie zakochał we mnie i wszyscy byliby szczęśliwi! Ponownie zadzwonił telefon „Dziękuję!” mówiłam w myślach.
-Halo?
-Coś się stało? Jesteś jakaś zdenerwowana – odpowiedział Harry.
-Nie wszystko O.K. – spojrzałam na Niall’a siedzącego na sofie.
-No to dobrze… Jak się czujesz? Lot bez problemów? – wypytywał.
Cieszyłam się, że słyszę jego głos. Lecz z drugiej strony żal mi było Niall’a. Przyleciał tu specjalnie… dla mnie! Muszę to wyjaśnić.
-Harry, przepraszam ale muszę kończyć – zbyłam go.
-No dobrze – zmarkotniał – Baw się dobrze, kocham cię.
-Ja ciebie też – powiedziałam tak, żeby blondyn nie usłyszał.
Zajęłam miejsce obok niego. Położyłam dłoń na jego kolanie i przypatrywałam się jego twarzy, którą chował w rękach.
-Niall, spójrz na mnie, proszę – mój głos był łagodny.
-Dlaczego myślałem, że to odwzajemnisz? – spojrzał mi w oczy – Teraz już wiem jak czują się nasze fanki – uśmiechnął się słabo.
-Posłuchaj, kocham cię… Ale jako przyjaciela, wiesz?
Pokiwał smętnie głową. „Moje życie jest skomplikowane” pomyślałam i wróciłam do rzeczywistości.
-No to ja już pójdę – wstał powoli z kanapy i ruszył ku walizce.
-Załatwiłeś już jakiś hotel?
-Nie… Coś znajdę. Najwyżej prześpię się na lotnisku. Jutro chyba wrócę do Londynu, nie ma sensu tu siedzieć.
-Nie będziesz spał w takim miejscu! Dziś śpisz tu, a jutro zobaczymy – złapałam go za łokieć.
-Będę tylko kłopotem, nie mogę.
-Bez dyskusji – powiedziałam stanowczo.
Pchnęłam go w stronę schodów. Pokazałam mu pokój gościnny, przytargał tam walizkę.
-Ale tu ładnie! – zachwycał się.
-O.K. Tu masz telewizor…
-Plazma w gościnnym?! – przerwał mi.
-Taa… Jak chcesz mogę przynieść ci laptopa. Drzwi od łazienki – wskazałam kierunek – I szafa. Jak będziesz się nudził to przyjdź do mnie – uśmiechnęłam się i zniknęłam za drzwiami.
Zeszłam na dół i znów usiadłam przy fortepianie. Tata wyszedł do taty Pauli, więc spokojnie mogłam hałasować. Jakby był to w sumie też bym to robiła… Usiadłam przed klawiszami. Zaczęłam grać (LOOKhttp://www.youtube.com/watch?v=quH8fj_Ytp8). Wsłuchiwałam się w każdy, najdrobniejszy dźwięk. Nawet nie słyszałam, gdy Niall zjawił się w salonie. Nadal śniłam na jawie. Moje palce z gracją poruszały się po całej długości klawiszy. Otworzyłam oczy. Po drugiej stronie fortepianu stał Niall. Oparty o instrument wsłuchiwał się w melodię. Przestałam grać.
-Jak dawno tu jesteś?
-Chwilę… Usłyszałem na górze i chciałem wiedzieć, kto tak gra. Naprawdę pięknie!
-Dzięki – zarumieniłam się.
-A znasz to? – zajął miejsce obok mnie.
Oczywiście, że pamiętałam tą piosenkę. Niall trochę nieudolnie poruszał palcami po instrumencie, ale mu pomogłam. I tak w dwójkę graliśmy melodię mojego dzieciństwa…
-NATIE!!! – usłyszałam.
Do mojego domu wpadła Pauline. Ta… Nawet nie zapukała, ale to jak zwykle. Rzuciłam się w jej kierunku. Gdy Paula osłupiała na widok Niall’a drzwi się znowu otworzyły pod wpływem kopnięcia.
-No siema stara! – krzyknęła Wiki.
Ją także przytuliłam.
-Boże, Niall Horan?! – wydusiła Paula – Co ty go w walizce przywiozłaś?
-Nie… W ogóle czemu się dziwisz? Nie widzisz go pierwszy raz.
-Ale, OMG! Niall Horan!
Zaczęłam się śmiać. Wariatka podbiegła do niego i zaczęła gadać.
Usiadłam z Wiki na sofie zaczęłyśmy bardzo inteligentną rozmowę.
-Piszesz z tym ratownikiem?
-Co? – udawałam, że nie wiem o co chodzi.
-No ty dobrze wiesz co!
-Ratownik? Hm… Nie, nie przypominam sobie.
-Jaki ratownik?! – Paula przybiegła do nas z czego zaczęłyśmy się śmiać.
-Idź rozmawiać z Niall’em!
-Ale gadacie o tym znad morza? – dopytywała.
-Ja nic takiego nie pamiętam.
-No kochałaś się w nim! Pamiętasz? To był sekret, a wszyscy wiedzieli! I jak wyjeżdżałyśmy to ryczałaś – przypominała, a ja nie wiedziałam co odpowiedzieć.
-Ah, ten… -odezwałam się po chwili.
-Piszesz?
-Nie.
-Kłamiesz.
-Tak.
-To piszesz czy nie?
-Nie.
-Kłamiesz.
-Tak.
-Odpowiedz dziadu!!! – denerwowała się Wiki.
-Nie.
I w taki oto sposób zaczęła się wojna na poduszki. I wszystko inne…

~*~

Co sądzicie? Następny rozdział przy 10 komentarzach :) Wgl. ostatnio mam taki zapierdol -,- Korki z fizyki, zajęcia dodatkowe z angielskiego i codziennie jakieś kółko w szkole... Nie wyrabiam :/ W dodatku dowiedziałam się, że nie jadę na wycieczkę do Berlina... Chciałam spotkać Jessy i resztę, a tu gówno -,- Pani od matmy rozsadziła mnie i Wiktorię, 1 punkt i miałabym 5 z matmy. Ten tydzień jest okropny :'( Mam nadzieje, że chociaż rozdział nie denny...
Buziakiii!
Natt.