niedziela, 5 sierpnia 2012

Chapter 2.


29 czerwca 2012r.
Zakończenie roku. Wszyscy pytają co się stało. Kończymy 3. klasę gimnazjum. Tylko nasza klasa dowiedziała się, co tak naprawdę się wydarzyło. „III a” z podpuchniętymi oczami wkroczyła na forum i zajęła swoje miejsca. Chłopcy, dziewczyny i wychowawczyni nie mogli opanować łez. Zakończenie trwało dla nas tylko 15 minut, chociaż program rozrywkowy był przeznaczony na 1,5 godziny. Ominięto to i od razu wręczono świadectwa. Gdy tylko nasza klasa je odebrała po prostu wyszliśmy. Nie umieliśmy ustać dłużej na miejscu. Wszyscy zdziwieni patrzyli, jak wychodzimy. Nie przejmowaliśmy się szeptami, tylko szliśmy dalej.

30 czerwca 2012r.
Pogrzeb jest już dziś. Ubrałam się na czarno (LOOK), mimo iż było ponad 30 stopni. Tata podjechał pod dom Pauliny i Wiktorii, żeby zabrać nas na cmentarz. Jechał z nami autem, gdyż ze łzami w oczach spowodowałybyśmy kolejny wypadek. Na szczęście moje podpuchnięte oczy zasłaniały ciemne okulary, bo stałyśmy na czele z jej rodzicami. Rodzina stała za nami, znajomi i przyjaciele dalej oraz inni na końcu. Trumna podczas ceremonii była otwarta. Patrzyłam na jej twarz. Twarz, która zawsze promiennie się uśmiechała, śmiała się z moich wygłupów i przybierała poważny wyraz, gdy przesadzałam. Zalewałyśmy się łzami. Przeciągałam czas, żeby nie zakopywali trumny. Cały czas, do końca miałam nadzieję, że ona odżyje. Usiądzie i powie „Co ja tu robię?” wskazując na drewniane pudło. Jednak na marne. Zakopali ją. Wszyscy się rozeszli… Znajomi, jej rodzina.
-Kochanie, chodź już – szepnął tata ciągnąc mnie za łokieć.
Nie odpowiadałam, nie podnosiłam się. „To moja wina…” powtarzałam sobie. To ja ją przecież rozśmieszałam. Klęczałam przed jej grobem i karciłam się w myślach za pomysł z wyjazdem nad to głupie jezioro. Po namowach dałam się w końcu zaciągnąć do samochodu.
Wieczorem tata przyrządził kolację. Na stole leżało to, co lubię, czyli ciepłe gofry z owocami i bitą śmietaną. Nie miałam jednak ochoty.
-Córeczko… Ty się tutaj męczysz -  powiedział.
O czym on w ogóle mówi? Ale jednak ma rację… Męczę się. Lepiej byłoby mi w niebie z myślą, że oddałam życie za przyjaciółkę.
-Wszystko przypomina ci tutaj Martę… Rozmawiałem z mamą – podniosłam na niego czerwone, spuchnięte oczy – Myślimy, że lepiej będzie dla ciebie, jeśli zamieszkasz z nią i jej… znajomym. Musisz odpocząć od tego wszystkiego… - wskazał na zdjęcie moje i moich przyjaciółek, w które uparcie się wpatrywałam – Zaczynają się wakacje. Nie możesz chodzić taka smutna. Postanowiliśmy, że wyjeżdżasz już jutro.
-Jutro?! Dlaczego tak szybko? – zareagowałam krzykiem.
Wzruszył ramionami nie znając odpowiedzi.
-Pożegnaj się z przyjaciółkami i spakuj swoje rzeczy… - szepnął i przytulił mnie.
Zadzwoniłam do dziewczyn. Od razu pojawiły się w moim pokoju. Żegnałyśmy się w nieskończoność i cichutko łkałyśmy przypominając sobie naszą zmarłą przyjaciółkę.

1 lipca 2012r.
To już dziś! Dziś opuszczam Polskę, przyjaciółki i grób zmarłej Marty na zawsze. Niby będę przyjeżdżać. Mam się tam zrelaksować i odpocząć. Chyba ich wszystkich pogięło… Nikt nie ma nawet pojęcia jak to jest, gdy po 10 fantastycznych latach przyjaźni wszystko się wali w drobny mak i idzie w zapomnienie. A to wszystko przez głupią śmierć. „Jeśli świat i życie jest dobre, to dlaczego umieramy?! I tak żyjemy później w niebie… Po co te całe cyrki?!” Na to jednak nikt nie zna odpowiedzi. Wzięłam 2 walizki i swoją torebkę. Tata pomógł mi je położyć na taśmie, by zostały sprawdzone.
-Będę tęsknić… - powiedziałam i wtuliłam się w niego.
-Ja też moja mała… - szepnął.
Spojrzałam na niego ostatni raz na tatę i zniknęłam w tłumie. Zajęłam miejsce w samolocie. Wyjęłam iPod-a i włączyłam jakieś smętne piosenki. Nic nie pomagało na to, by choć na chwilę zapomnieć. W dzień wspomnienia, a w nocy koszmary. Zasnęłam…

„Pusta droga i piękna pogoda. Ja i Marta jadące z maksymalną prędkością. Żadnych ograniczeń. Nagle piekielny krzyk, hałas i ciemność. Błyskawice powodujące pęknięcia w ziemi. Nieżywa Marta leżąca na jezdni. Otwiera oczy z których wycieka krew. Zostaję zamknięta w trumnie. Krzyczę, walę pięściami… Nikt mnie nie słyszy. Robaki przedzierają się przez drewno i powoli mnie zjadają… Krzyczę, lecz pomoc nie nadchodzi”

-Halo, proszę pani! – ktoś mną telepie.
Otwieram oczy. Głęboki, nierównomierny oddech, pot na czole. Znów ten sen…
-Już myślałem, że coś się dzieje – odetchnął z ulgą stewardess.
Otarłam mokre czoło i zaczynałam dochodzić do siebie. Rozpłakałam się. Chłopak patrzył na mnie jak na wariatkę.
-Pomóc w czymś? Może wezwać lekarza? – pytał – Jest jakiś lekarz na pokładzie?! – krzyknął rozglądając się wokoło.
-Nie trzeba, dziękuję… - uspokajałam jego przejęcie sytuacją.
W końcu dał mi spokój. Chwilę potem lądowaliśmy. Odebrałam swoje bagaże i wypatrywałam mamę wśród ludzi. Jakiś koleś trzymał w ręku tabliczkę z moim imieniem i nazwiskiem. Podszedł do mnie, gdy sala przylotów opustoszała.
-Córka pani Anny? – zapytał przyjaznym tonem.
„Chyba go polubię, wydaje się sympatyczny” zauważyłam.
-To ja… - odpowiedziałam.
-Mam cię zawieźć do domu – oznajmił i wziął mój bagaż.
Wsiadłam do sportowego auta o odcieniu błękitu. Z radia wydobywały się dźwięki piosenki, przy której wjechał w nas tir.
-Może pan to wyłączyć? – zapytałam.
-Jasne… Też nie lubię tej piosenki.
„Na pewno go polubię” pomyślałam. Zmienił stację radiową. Z głośników leciał akurat mój ulubiony numer „Wide Awake” Katy Perry. Dojechaliśmy pod jakiś luksusowy blok. Facet odprowadził mnie do szklanej windy.
-Dalej trafisz sama… - uśmiechnął się i dał mi klucze – Numer 14 – dopowiedział i odszedł.
Było tylko 14 przycisków. Wysiadłam na ostatnim piętrze. Każdy numer mieszkania przepowiadał jednemu piętru. Weszłam do domu.
-Mamo…? – zapytałam, lecz odpowiedziała mi głucha cisza.
Usiadłam na sofie w kolorze czekolady. Włączyłam swojego laptopa i na ekranie pojawiły się zdjęcia moje i przyjaciółek. Przykryłam się miękkim kocem i przyglądałam się naszym twarzom co jakiś czas ocierając łzy. Mieszkanie oświetlało światło bijące od mojego laptopa. Usłyszałam trzask zamka i w drzwiach pojawiła się mama. Nie sama, ale to ona najbardziej mnie interesowała. Zapaliła światło i dopiero mnie zauważyła, bo było ciemno.
-Natie… - szepnęła i podbiegła do mnie.
Wtuliłam się w nią i cicho łkałam.
-Nic nie mogłam zrobić… - dławiłam się łzami – Ona umarła…
Na sofie i fotelach rozłożyło się 6 mężczyzn. Mama spojrzała na ekran laptopa. Westchnęła ze współczuciem i zamknęła go. Rozejrzałam się po pokoju. Obserwowało mnie 7 par oczu łącznie z moją mamą. Nie wyraźnie widziałam twarze obcych osobników, gdyż obraz miałam zamazany przez łzy.
-Pójdę do pokoju… - powiedziałam ledwo dosłyszalnie.
Chwyciłam koc i pociągnęłam go za sobą. Zmyłam się stamtąd, bo po co miałam się ośmieszać przed obcymi? Położyłam się na łóżku wgapiając się w ekran telefonu, na którym widniało zdjęcie moich przyjaciółek i mnie.


~*~

Pojawił się rozdział 2! Brawa da mnie, że miałam dziś czas wstawić :D Co najmniej 4 komentarze pod tą notką i może następny? A teraz bardziej prywatnie xd. Czeka mnie jeszcze wyjazd nad morze i zamierzam zrobić TWITCAM'a przed wycieczką, ktoś chętny? ;>
Buziakiii!
Natt.

6 komentarzy:

  1. Po prostu super :) nie mogę się doczekać aż pojawia się 1D ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. swietny. czekam na chlopakow. dawaj ich szybko. :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Mnie najbardziej intryguje, kim są ci mężczyźni ;p Uuu... Skończyłaś w takim fajnym momencie, więc teraz musisz szybko dawać następny rozdział :*

    OdpowiedzUsuń
  4. Świetny. Czekam na następny :)

    OdpowiedzUsuń
  5. popłakałam się
    świetny blog !
    @start_without_u , mogłabyś informować mnie o nowych rozdziałach ?

    OdpowiedzUsuń
  6. Zapowiada się zajebiście :D
    @natka987, mogłabyś informować mnie o nowych rozdziałach ?
    Zaprasza na mojego bloga http://notidealbutmylife.blogspot.com/ :D xx

    OdpowiedzUsuń